18 września 2010

Panny młode z piekła rodem

Oglądam czasami na kanale Zone Club amerykańskie szoł telewizyjne o tytule takim samym jak dzisiejszy post.
Ogólnie zasada programu jest taka, że panny młode pozwalają kamerom przyglądać się przygotowaniom do swego ślubu, a szczególnie wszystkim awanturom, bójkom i wybuchom złości. Najwredniejsza i najbardziej potworzasta panna młoda wygra podróż poślubną dla siebie i swego nowo poślubionego małżonka. 


Ciekawi mnie niesamowicie, co na to panowie młodzi- czy nie przeszkadza im, że w przygotowaniach do ślubu za ich wybranką biega kamera telewizyjna i kręci, gdy luba obrzuca właścicielkę restauracji wyzwiskami, bo serwetki są nie tak różowe, jak ona sobie wymarzyła? Podejrzewam też, że część awantur jest wywoływana sztucznie, byle tylko było widowisko. Powody, o które przyszłe mężatki toczą boje naprawdę usprawiedliwiają angielski tytuł programu: Bridezillas czyli Panno-Młododzilla.

Z oglądania tego programu narodziła się jeszcze jedna refleksja- czy w pogoni za ślubem idealnym nie za bardzo przejmujemy się drobiazgami i nie umyka nam przed oczami coś cennego?
W jednym z odcinków widziałam naprawdę ciekawą sytuację, że takie myśli miewają i bohaterki programu. Pewna panna młoda, przed ślubem robiąca awantury każdemu, w trakcie swej nocy poślubnej płakała do kamery, że już nie chce być potworem. Zamiast wraz z partnerem zaszyć się w jakimś pokoiku na zmysłom te-a-te, musiała sprzątać po weselu, ponieważ przyjaciele i rodzina odmówili pomocy ze względu na jej wcześniejsze fochy. Dziewczyna chodziła z wielkim worem i szlochała, żałując swojego zachowania i obiecując poprawę.

Myślę, że nauka z tego płynąca dotyczy także polskich panien młodych. Dzień ślubu dniem ślubu- jest w jakiś sposób początkiem nowego życia. Jednak tylko od nas zależy w jakim stylu to nowe życie zaczniemy.
Czy warto robić awantury o wszystko i stresować się każdym elementem? Czy warto zrazić do siebie przyjaciół i rodzinę gwiazdorzeniem i zachciankami? Czy wynajęte firmy mają nas zapamiętać jako wielką zołzę i złośnicę? Czy na końcu nasz ukochany ma nas widzieć nie jako zwiewną istotkę ale smoka toczącego pianę z ust przez kieliszki na szampana?

Czy nie lepiej podejść do tego na luzie, a wszystkie kłopoty po drodze traktować po prostu jako wypadki przy pracy i nie reagować na nie zbyt osobiście?
Bo bądźmy szczerzy- ze wszystkich ślubów na jakich byłam, nie pamiętam: koloru serwetek, kwiatów na stole, marki wina ani potraw. Pamiętam natomiast nastrój, jaki panował, uśmiech państwa młodych oraz radość ich gości.  

Chyba właśnie szczęście, że na świecie pojawiła się kolejna, szczęśliwa rodzina, jest najważniejsze!

3 komentarze:

  1. Nie ma czegoś takiego jak ślub idealny, przy każdym jest dużo biegania i załatwiania i wszystkiego

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero zobaczyłam Twojego bloga.Moge tutaj sie wypowiedzieć ponieważ byłam aż w dwóch odcinkach bridezillas czyli PANNY MŁODE Z PIEKŁA RODEM w ostatnim sezonie który był kręcony w 2013 i muszę powiedzieć wam byc moze co niektóre zdziwić ale wszystko kochane jest ustawiane :) ślub który miałam przed kamerami nie był prawidzym ślubem który sie odbył :) także czasami w te reality tv warto oglądać z przymrużeniem oka ;) pozdrawiam Evelina

    OdpowiedzUsuń

Najnowsze wpisy wprost na Twojego maila- >K L I K N I J<